środa, 2 grudnia 2009

Szwabowski: Faszystowskie państwo – państwo faszystowskie cz.2

3. Muzułman tajemnicą obozu i tajemnica muzułmana

W 1983 r., Zdzisław Ryn i Stanisław Kłodziński, stwierdzili w tekście zatytułowanym „Na granicy życia i śmierci. Studium obozowego 'muzułmaństwa'”38, że istnieje zadziwiający brak badań nad problemem „muzułmaństwa”. Ta mroczna, tajemnicza postać pozostawała poza zasięgiem refleksji. Skryta w mroku, w przestrzeni milczenia, wciąż pozbawiona głosu, jakby nie istniejąca, wciąż jednak rzucała wyzwanie naszej zdolności myślenia, naszej teoretycznej i moralnej wrażliwości.

„Jasne jest w każdym razie – pisze w swoich próbach intelektualnej rozprawy z doświadczeniem obozu Jean Amery – że kwestia oddziaływania umysłu nie może zostać postawiona tam, gdzie podmiot, znajdujący się bezpośrednio na granicy śmierci głodowej i śmierci z wyczerpania, jest już nie tylko 'odumysłowiony', lecz także we właściwym sensie tego słowa odczłowieczony. Tak zwany 'muzułman', jak w żargonie obozowym nazywało się więźnia, który poddał się rezygnacji i z którego zrezygnowali też towarzysze niedoli, nie dysponował już żadną przestrzenią świadomości, w której mogłaby zachodzić konfrontacja dobrego ze złym, szlachetnego z podłym, intelektualnego z nieintelektualnym. Był po prostu ledwie trzymającym się na chwiejnych nogach trupem, kłębowiskiem fizycznych funkcji w ich ostatnich podrygach. Choć czynimy to z ciężkim sercem, to jednak musimy wyłączyć go z naszych rozważań”39.

Rozum, poznanie, krytyczny namysł zatrzymuje się, okazuje się bezradny wobec istoty, którą nie można nawet nazwać człowiekiem, chociaż trochę go przypomina. Postać ta nie należy już do świata żywych, świata Amery'ego, nie należąc jeszcze w pełni do świata śmierci, zawieszony w szarej strefie, pozostaje poza wszelkimi próbami zrozumienia, jak i świadectwa. Pimo Levi pisze, że muzułmanie „cierpią i wloką się w nieprzeniknionej wewnętrznej samotności i w samotności umierają lub znikają, nie zostawiając śladu w niczyjej pamięci”40. Nikt nawet nie stara się nawiązać z nimi kontaktu, zaprzyjaźnić się okazać ciepłe uczucia. Wręcz przeciwnie, budzą oni odrazę i pogardę. Wystarczy przyjrzeć się liście synonimów „muzułman” używanych w obozie prezentowanej w artykule Ryna i Kłodzińskiego. Znajdziemy tam takie miłe określenia jak „śmierdziel”, „pełzający czworonóg”, „łajza”, „wsiaż”. „Wszystkie te określenia, stwierdzają autorzy, miały wyraźnie pejoratywny odcień kpiły, drwiły, ubliżały lub poniżały więźniów”41. Wskazuje to na przedmiotowy stosunek do muzułmanów nie tylko funkcyjnych, ale też zwykłych więźniów. Mało zresztą kto, traktował ich jak ludzi. „W opinii lagrowej muzułman nie był człowiekiem”42, stwierdza Maria Oyrzyńska w odpowiedzi na ankietę przygotowaną przez Rynia i Kłodzińskiego. Mieczysława Chylińska, kolejna z ankieterek, definiuje muzułamana jako kogoś z kogo „człowieczeństwo ulatuje”43. „Nie był to już normalny człowiek, nawet nie normalny ssak, zwierzę bowiem ma silny instynkt zachowania życia i bystrość zmysłów”44, stwierdza z kolei Maria Elżbieta Jezierska. Muzułman był „czymś w oczach współwięźniów, czymś co znalazło się w przestrzeni pomiędzy życiem a śmiercią, czymś nieokreślonym, nawet nie zwierzęciem. Stworem nie z tego świata.
„Więzień w stanie zaawansowanego 'muzułmaństwa' pozostawał na granicy życia i śmierci – podsumowują wyniki swoich badań Ryn i Kłodziński – z klinicznego punktu widzenia był właściwie w stanie umierania. Zamierały w nim bowiem stopniowo przejawy życia biologicznego i psychicznego. Z tego stanu nie było już odwrotu, dlatego 'muzułmanie nie przemówią nigdy'. Więźniowie, którzy przeżyli, nie mogli osiągnąć tego stanu w jego pełnych objawach klinicznych. Być 'muzułmanem' oznaczało w obozie znaleźć się w przedsionku śmierci. Śmierć była już tylko kwestią czasu, lecz nigdy nie zawodziła, rzadko się spóźniała…”45.

Śmierć muzułmana była przede wszystkim i najpierw „śmiercią społeczną”46. Niemą śmiercią, którą trudno nawet, jak stwierdza Levi, nazwać śmiercią47.

Muzułmanie stanowiący odrębną kastę więźniów, byli jednocześnie zwieńczeniem drogi każdego Haftlinga. Logicznym wnioskiem, koniecznym i nieubłaganym, produktem końcowym faszystowskiej fabryki. Levi stwierdza, że ci potępieni byli regułą, istotą obozu, jego jądrem48. Oni też stanowić mają prawdziwych świadków, tych, którzy dotarli do samego dna i stracili głos. Zarówno metaforycznie, jak i faktycznie.

„Powtarzam to raz jeszcze: to nie my, którzy przeżyliśmy, jesteśmy prawdziwymi świadkami. (…) My, którzy przeżyliśmy, stanowimy odbiegającą od normy mniejszość, a nie tylko nieliczną garstkę ocalałych; jesteśmy tymi, którzy przez sprzeniewierzenie się swoim zasadom albo dzięki zaradności bądź szczęśliwemu trafowi nie znaleźli się na samym dnie. Kto zszedł na dno, kto nie uniknął wzroku Meduzy, ten nie powrócił, by dać świadectwo, albo powrócił niemy. Jednak to tylko oni, muzułmanie, na zawsze pogrążeni, prawdziwi świadkowie, mogliby udzielić wyjaśnień, które miałyby sens ogólny. Oni stanowią regułę – my zaś wyjątek”49.

Muzułman staje się głównym bohaterem trzeciej części tetralogii Homo Sacer Agambena. Kluczową formułą pozwalającą zrozumieć tajemnice obozu oraz polityczne i filozoficzne konsekwencje Auschwitz. Skulona, o dziwnym spojrzeniu, mumia, żywy trup, jest według włoskiego filozofa ruchomym progiem nierozróżnialności między tym, co ludzkie, a tym, co nie ludzkie50. Ludzkie płynnie przechodzi w nieludzkie, bez żadnej granicy, bez żadnego wyraźnego punktu. Więzień stopniowo staje się muzułmanem, muzułmanieje pod wpływem czynników społecznych i biologicznych. Problematyczność granicy między człowiekiem a tym, kogo już ani człowiekiem, ani nawet ssakiem nazwać nie można, ujawnia się w sytuacji, gdy więzień subiektywnie nie czuł się jeszcze muzułmanem, a był tak odbierany przez otoczenie. Również fazy muzułmanienia posiadały, a może posiadają, różny przedział czasowy, zindywidualizowany, nierozpoznawalny w przestrzeni obozu. Swoją postacią, „Boże drzewka”51 podważają, jak już wspominaliśmy, nasze wyobrażenia o istocie ludzkiej, jak i samo teoretyczne pojęcie człowieka. Między tym, co typowo ludzkie, świadczące o naszej godności, wyjątkowości, ale też obyczajowo i prawnie uświęconej ważności naszego życia, a tym, co obce, nieludzkie. W obliczu gamela zacierają się granice, zostaje odebrana nam zdolność rozróżniania, wytyczania jasnych granic i definicji. Muzułman „[t]raktowany zamiennie raz jako jednostka nozograficzna, raz jako kategoria etyczna, raz jako granica polityczna, raz jako pojęcie antropologiczne, muzułman jest istotą nieokreśloną, istotą, w której człowieczeństwo i nieludzkość, ale takie życie wegetatywne i życie w relacjach, fizjologia i etyka, medycyna i polityka, życie i śmierć bezustannie się przenikają. Z tego powodu owo 'trzecie królestwo', zamieszkiwane przez muzułmana, stanowi największą tajemnicę obozu, owego niemiejsca, w którym zacierają się wszelkie granice i przełamują wszelkie bariery”52.

Muzułman jest tajemnicą obozu, zaś tajemnicą muzułmana obóz. Chcąc jednak odkryć niejako dwie tajemnice, musimy szukać poza wąską, „humanistyczną” perspektywą. Wzrok winien być skierowany na funkcje obozu w systemie hitlerowskim. Muzułaman będący homo sacerem par excellence, tym, kim więzień, ale też i potencjalny więzień, mają się stać, wytwór rasistowskiej praktyki, rodzi się na wolności. Produkcja zaczyna się już poza murami obozu. Toteż trzeba ujawnić praktykę społeczną, która doprowadziła do powstania obozów, w konsekwencji muzułmana. Dopiero ujęcie całościowe, potraktowanie obozu jako jednego z elementów struktury, nie zaś osobną strukturę, pozwoli zrozumieć zarówno sam proces produkcji muzułamanów, jak i funkcję obozu oraz homo sacerów. Podejście takie jest uzasadnione, biorąc pod uwagę, że chociaż muzułman jest doskonałym homo sacerem, homo sacerem w pełni rozkwitu, to pod pojęcie homo sacera podchodzą osoby, pozostające jeszcze poza obozem, a na obóz potencjalnie skazane. Proces muzułmanienia zaczyna się na wolności. Odebranie godności, której muzułman jest w pełni pozbawiony, ma już swoje miejsce, jak wskazuje Agamben, w ustawach norymberskich, w odniesieniu do Żydów.

„[N]iearyjczyk przeradza się płynnie w Żyda, Żyd w przesiedleńca, przesiedleniec w więźnia obozu, gdzie wszelkie cenzury biopolityczne osiągają ostateczny kres. Kres ten zaś wyznacza postać muzułmana”53.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że, jak dowodzi Andrzej Józef Kamiński, o ile homo sacerem nazistów był pierwotnie Żyd, to postać ta jednak szybko objęła wszystkich, którzy w jakiś sposób nie poddawali się suwerenowi, sprzymierzeni z Behemotem zagrażali istnieniu Lewiatana. Kamiński wskazuje na istnienie w propagandzie i praktyce nazistowskiej terminu „biały Żyd”, „tj. człowieka innego pochodzenia, przede wszystkim Niemca, zatrutego w ich pojęciu 'żydowskim duchem' ”54. Pojęcie to pojawiło się w 1937 r. i obejmowało między innymi marksistów. „Białego Żyda” wkrótce zastąpiło pojęcie „podczłowieka”, jako bardziej pojemnego. „Wyraz ten – pisze Kamiński – ukuty został oczywiście jako przeciwstawienie nietzscheańskiego 'nadczłowieka' i linia podziału przeprowadzona została nader prosto: 'nadludzmi' byli sami hitlerowcy, utożsamiający siebie z Niemcami (...), 'podludźmi' – ich przeciwnicy w Niemczech i poza Niemcami”55.

Istotami niezasługującymi na życie, są wszyscy, którzy nie zgadzają się z panującymi, przeciwstawiają się woli suwerena, tym samym, niczym wirus, rozbijają integralność, podważają interes wspólny, szkodzą przetrwaniu i rozwojowi. Każdy z nas może się w każdej chwili stać Żydem, może zaznać kondycji homo sacera. W tym kontekście, słowa Horkheimera pisane o zmierzchu, że identyfikacja z systemem, w którym mamy, ze względu na sposób organizacji społecznej, chociaż tylko jedną jedyną osobę wykluczoną, okazują się nie tyle humanistycznym apelem, ale trzeźwymi słowami, kogoś kto zrozumiał zasady systemu56.


4. Obóz nasz powszedni

Jeśli dla Foucaulta wzorcem, modelem czy matrycą polityki, organizacji społeczeństwa było więzienie, Panoptykon, to dla Agambena jest nim obóz, co jest nie tylko zradykalizowaniem mechanizmów więziennego zarządzania ciałami, lecz jakościowym przeskokiem, ponownie wprowadzającym do świata nagą przemoc i śmierć. Nazizm, który jest spotęgowaniem zasad władzy suwerennej, czyni postać suwerena ponownie kluczową, znowu blask tronu oślepia, zniewala i zabija. Jak pisze Foucault:

„W społeczeństwie nazistowskim jest więc coś mimo wszystko niezwykłego: jest to społeczeństwo, które dokonało absolutnej generalizacji biowładzy, ale które jednocześnie zgeneralizowało suwerenne prawo. Dwa mechanizmy, jeden klasyczny, archaiczny, a drugi nowy, zorganizowany wokół dyscypliny, regulacji, słowem, nowy mechanizm biowładzy, okazują się doskonale zbieżne. Dlatego można powiedzieć tak: państwo nazistowskie doprowadziło do tego, że pole życia, organizowanego, chronionego, gwarantowanego, biologicznie uprawianego przez to państwo, absolutnie pokryło się z suwerennym prawem do zabijania kogokolwiek – nie tylko innych, ale też swoich ludzi”57.
Pojawienie się obozu jako nomos współczesnej polityki, łączy się, według Agambena z dwoma „zjawiskami”, tendencjami rozwojowymi, mianowicie z ustanowieniem stanu wyjątkowego jako stanu permanentnego, oparcia polityki o logikę stanu wyjątkowego oraz destrukcją jednego z elementów państwa narodowego. Państwo narodowe było definiowane przez trzy elementy: terytorium, ustrój, narodziny. Włoski filozof stwierdza, że pęknięcie dawnego nomosu pojawia się w punkcie narodzin, czyli w punkcie, w którym fakt narodzin, nagie życie, zostaje wpisane w porządek i przestrzeń.

„Coś przestaje funkcjonować w ramach tradycyjnych mechanizmów regulujących owo wpisywanie, a obóz staje się nowym, ukrytym regulatorem wpisywania życia w ustrój lub raczej znakiem niemożliwości, by system mógł funkcjonować, nie przeistoczywszy się w zabójczy mechanizm”58.

Wpisanie faktu narodzin w system, uczynienie samego poczęcia politycznym, sprawia, że narodziny od razu stają się narodem. Narodzony jest narodem bez żadnego przejścia, bez żadnej luki, niejako automatycznie. Zjawisko to, według włoskiego filozofa, po raz pierwszy pojawiło się w 1679 r., kiedy to w prawie podmiotem staje się nie mieszkaniec, obywatel, ale samo ciało, corpus. Rozwinięta forma tegoż wpisania odnajdujemy w Deklaracji praw człowieka i obywatela. W historycznym dokumencie człowiek staje się obywatelem i jest objęty prawami o tyle, o ile jest obywatelem. O ile urodzi się z odpowiednich rodziców i w odpowiednim miejscu.

„Prawa są przypisane człowiekowi (lub tez wypływają z niego) tylko w tej mierze, w jakiej on sam jest natychmiast znikającą (a nawet taką, która nigdy nie powinna ujrzeć świata dziennego) podstawą obywatela”59.

Oznacza to, po pierwsze, że nagie życie o tyle jest obecne we wspólnocie narodowej, o ile może zostać zakwalifikowane jako obywatel, którym zostaje się nie za zasługi, ale za wartość biologiczną. Po drugie, uznanie obywatelskości w chwili narodzin jest stawką gry śmierci. Nowoczesna polityka wyznacza w tym miejscu, jako władza suwerenna, życia godne przetrwania, i życia niegodne życia, a raczej sama wyznacza ten punkt, granicę w samym nagim życiu. Ruchome miejsce, w którym dokonuje się rasistowskie cięcie, gdy automatyczne uobywatelszczenie nie następuje. Kategoriami osób dokonującymi zgrzytu w maszynie, sabotażu, są uchodźcy. Stanowią oni element niepokojący, gdyż ukazują rozziew między narodzinami a narodem. Jednocześnie ukazując rzeczywisty wymiar praw człowieka, które istnieją jedynie jako prawa obywatela. Człowiek jest nagi, pozbawiony wszelkiej prawnej ochrony. Człowiek, z natury systemu państwa narodowego, jest homo sacerem.

„Jedną z nielicznych reguł, których naziści konsekwentnie przestrzegali w trakcie 'ostatecznego rozwiązania', było to, że Żydzi mogli zostać wysłani do obozów zagłady dopiero po całkowitym pozbawieniu ich narodowości”60.
Uchodźcy są „pojęciem granicznym”, które rozbija w proch narrację państwa narodowego, ukazując problematyczność związków narodziny-naród, człowiek-obywatel. Niemniej kategoria uchodźcy nie ogranicza się do określonych osób, ale, według Agamena, zamieszkuje ciało każdego, tak jak każdy zostaje rozegrany w polityce przez nagie życie.

Obóz staje się, według włoskiego filozofa, czwartym elementem struktury polityczności, jako nazistowska próba rozwiązania problematyczności nagiego życia wpisanego w politykę. I dopóki nie odnajdzie się innego rozwiązania, żyć będziemy w cieniu swastyki i drutów kolczastych.

Drugą tendencją jest nastanie stanu wyjątkowego, który powołuje obozy do życia.

„Obóz jest – pisze Agamben – przestrzenią, która otwiera się, gdy stan wyjątkowy zaczyna stawać się regułą”61.
Stanu, w którym zanika różnica między przemocą a prawem, między rozkazem a wolą władcy. Jest to stan, w którym prawo obowiązuje poprzez swoje nieobowiązywanie, jego brak, zawieszenie. Rzeczywistość obozów tym samym staje się strefą nierozróżnialności między prawem i faktem, między prawem i rozkazem, przemocą a prawem. W literaturze obozowej często można natrafić na literackie opisy stanu wyjątkowego, na fragmenty poświęcone brakowi zasad, zasadzie nie-obowiązywania prawa. Stanisław Urbańczyk pisze:

„Z tego świata esesmanów i samorządu więziennego spadały na nas raz po raz najrozmaitsze zarządzenia, niespodziewane zbiórki, apele, wezwania do kancelarii, przepisy porządkowe. Wtrąceni w ten dziwny świat, okrutny i zimny, w którym wszystko było inne niż wszystko co dotąd poznane, odczuwaliśmy bardzo boleśnie, że jesteśmy bezwolnymi pionkami, co nie mogą pojąć intencji ręki przesuwającej z kwadratu białego na czarny. W tamtym świecie za murami wiadomo było, czego kto od nas chce i czego my możemy chcieć. Wiadomo było, co może przynieść przyszłość, można było sobie te przyszłość, tak czy inaczej planować i realizować, a przynajmniej walczyć o jej realizację. Tu się było śmieciem kopanym przez przechodniów. Rozkaz wydany nie wiadomo po co, często urągający naszym wyobrażeniom o tym, co rozsądne i godziwe, musieliśmy spełniać z całą bezwzględnością”62.

Arbitralna, decyzja, strefa rozkazu, gdzie śmierć przychodziła bez ostrzeżenia, nagle, gdzie zasady panujące przed chwilą, przestają obowiązywać w chwili następnej. Rozkaz, arbitralna decyzja suwerena (w stosunku do homo sacera każdy jest suwerenem) jest według Kamińskiego centralnym zagadnieniem w problematyce obozów koncentracyjnych. Jego opis władzy pod rozkazem, jest opisem przestrzeni stanu wyjątkowego. Zniesieniu ulegają pozytywne prawa, wszystkie zasady, które zastępują samowolnie wydane decyzje, często trzymane w tajemnicy, czyli niedostępne dla podmiotów podlegającym zawieszonemu obowiązywaniu prawa, rozkazom.
„Przybierają one [samowolne decyzje] często – pisze Kamiński – tylko z pozoru formę aktu prawnego ('rozporządzenia', 'dekrety'), nie przynosząc jednak żadnego bezpieczeństwa prawnego, ponieważ nie wiążą samej władzy, ponieważ nikt nie może na swoją korzyść powoływać się na nie i ponieważ – dotyczyło to i dotyczy szczególnie sowieckiego zasięgu władzy – stosowania się do zarządzeń wczorajszych już dziś albo jutro może okazać się karalne”63.

Agamben analizując obóz, przywołuje termin „delokalizująca lokalizacja”64, będąca odpowiednikiem „włączającego wyłączenia”. Polega ona na wyodrębnieniu pewnej przestrzeni z terytorium, nad którym panuje państwo spod jego jurysdykcji, a jednocześnie pozostającego w łączności z danym terytorium – analogicznie jak homo sacer. W tym wypadku „obozem będzie, pisze Agamben, stadion w Barii, na którym w 1991 r. włoska policja prowizorycznie zgromadziła nielegalnych albańskich imigrantów przed oddaniem ich do kraju; obozem będzie paryski Velodrom d'Hiver, w którym władze Vichy zebrały Żydów, zanim wydały ich Niemcom, jak również Konzentrationlager fur Auslander w Cottbus-Sielow, w którym władze Weimaru zebrały żydowskich uciekinierów ze Wschodu; obozem będą również zones d'attentesna na francuskich lotniskach, w których przetrzymywani są obcokrajowcy ubiegający się o statut uchodźcy. We wszystkich tych wypadkach pozornie nieszkodliwe miejsce (na przykład Hotel Arcades w Roissy) wyznacza w rzeczywistości przestrzeń, w której normalny porządek jest faktycznie zawieszony i w którym to, czy wydarzają się okropności, czy nie, nie zależy od prawa, ale wyłącznie od ucywilizowania i zmysłu etycznego policji, która prowizorycznie działa tam jako suwerenna władza”65.

Wydaje się, że takie zlokalizowanie obozu, może sugerować jego marginalność, która niekoniecznie musi się przekładać na całokształt polityki. Obóz jako wyodrębnione miejsce, jako wysypisko ludzkie, skład niebezpiecznych jednostek, mógłby egzystować bez większego wpływu na sposób prowadzenia polityki, na relację do prawa obywateli, ludzi w centrum, uznanych za godnych życia. Tymczasem, stan wyjątkowy opisuje przecież to wpisanie w politykę. Tak jak wszyscy jesteśmy uchodźcami, tak wszyscy żyjemy w obozie. I trwa wojna domowa.

5. Tradycja poszukiwania niewolników albo zasada kultury mieszczańskiej

Polityka nazistowska nie była czymś zupełnie nowym, ale swoje zasady czerpała z tradycji imperializmu niemieckiego sprzed I wojny światowej. Na stanowisku takim stają między innymi Eva Seeber, Andrzej Józef Kamiński, Franciszek Ryszka i wielu innych badaczy fenomenu faszyzmu. Swoje podstawy znajduje w niemieckim imperializmie Bismarcka.
Szczególne podobieństwa można odnaleźć w praktyce wobec pracowników sezonowych, obcej siły roboczej. Faszyzm był spotęgowaniem, doprowadzeniem logiki wyzysku do skrajności.

„Myliłby się bardzo ten, pisze Ryszka, kto by sądził, że odtąd [od zdobycia władzy] będzie wcielany w życie dwudziestopięcio punktowy program Gottfrieda Federa sprzed trzynastu lat. W ciągu tych trzynastu lat, a zwłaszcza w ostatnich trzech, wiele się zmieniło. Teraz – po zdobyciu władzy – führer nie potrzebował dymnej zasłony radykalnego populizmu i mógł prowadzić jawnie politykę zgodną z interesami tych kół i tych klas społecznych, które dały mu środki materialne, które ustępowały mu na każdym kroku, w końcu zaś doprowadziły do 'przejęcia władzy' dla rozprawy z komunizmem. Nie używajmy jednak określeń zbyt zawiłych. Hitler mógł od tego momentu zebrać w jeden węzeł przerwane wątki i kontynuować wszystkie działania niemieckiego imperializmu; to czego nie zrealizował Bismarck ani jego następcy, zrobił on i poszedł znacznie dalej, jak się miał niebawem przekonać cały świat”66.

Poszukując źródeł polityki nazistowskiej, Kamiński cofa się do1848 r. Wtedy to ukazała się odezwa Związku Robotników, w której uskarżali się na domy poprawy i zakłady karne, które to, przekształcone w fabryki, zaniżały cenę siły roboczej, dostarczając pod postacią więźniów tanich pracowników. Według polskiego badacza faszyzmu dane domy poprawy i zakłady karne stanowiły wzór dla nazistowskich obozów koncentracyjnych. Zdradzały logikę, której były ukoronowaniem. Została ona ujęta po raz pierwszy w formie, w jakiej wpłynęła na ideologię nazistowską, przez przywódcę Związku Panteutońskiego, Ernst Hasse w książce Polityka niemiecka. Autor zauważa, że przymus powszechnej edukacji sprawia, iż nie będzie komu wykonywać prac nieprzyjemnych, ciężkich i brudnych. W tej sytuacji pozostają trzy rozwiązania. Po pierwsze, można uczynić niewolnikami część społeczeństwa, odstępując tym samym od powszechnej edukacji. Część narodu zostałaby skazana na pozostanie na najniższym szczeblu rozwoju i pozbawiona pewnych praw. To rozwiązanie Hasse odrzuca, jako że nikt z Niemców się dobrowolnie nie zgodzi na rolę niewolnika. Drugim sposobem jest, wykorzystanie w roli helotów obcych w narodzie, żyjących w Niemczech członków innego plemienia jak Polaków, Czechów, Żydów i tak dalej. Niestety, liczebność obcych w narodzie nie stanowi wystarczającej masy, by zwolnić wszystkich Niemców od konieczności pracy. Poza tym istnieje groźba, pomimo wszelkich zabezpieczeń, że będą psuć niemiecką krew poprzez kontakty z narodem. Trzecim sposobem wymienianym przez Hasse jest import obcych rasowo helotów, którzy będą się tak różnić od rodowitych Niemców, że nie będzie obaw co do ich asymilacji.

Kamiński stwierdza, że problem jaki stanął przed klasami posiadającymi w Niemczech, sprowadzał się do zapewnienia taniej, uległej siły roboczej, przykutej do miejsca zatrudnienia, która pozbawiona byłaby prawa do strajku, wobec której nie trzeba byłoby troszczyć się o świadczenia socjalne. Taki niewolnik-robotnik miałby być jednocześnie odseparowany od wspólnoty narodowej, raz, by uniemożliwić solidarność ludzi pracy i ochronić proletariat niemiecki przed obcymi wpływami ideologicznymi, dwa, aby uniemożliwić związki intymne, które popsułyby niemiecką krew. Obozy hitlerowskie okazały się idealnym rozwiązaniem67. Rozwiązaniem czerpiącym z praktyki pruskiej.

Kamiński opisując sytuację pracowników sezonowych przed i w trakcie I wojny światowej dokonuje porównania z późniejszą sytuacją więźniów obozów koncentracyjnych:

„Robotnicy odżywiani byli nędznie, często bici, zakwaterowani w sposób niegodny ludzi. W 1912 r. przeprowadzono kontrolę na terenie 40 majątków ziemskich w Saksonii i stwierdzono skandaliczne warunki mieszkaniowe robotników sezonowych. Ludzie po trzech razem spali na jednym posłaniu, podobnie jak w wielu hitlerowskich obozach koncentracyjnych pod koniec 1944 r. w dobie przepełnienia obozów skutkiem ewakuacji przed zbliżającymi się armiami koalicji antyhitlerowskiej. (…) W 1916 r. prusko-niemieckie władze wojskowe na Pomorzu i Prusach Wschodnich wprowadziły dla polskich robotników z zaboru rosyjskiego obowiązek noszenia poza miejscowością, w której pracowali, białej opaski z czarnym napisem: 'rosyjski robotnik sezonowy (tak na Pomorzu) lub: 'polski robotnik sezonowy' (tak w Prusach Wschodnich). Był to pierwszy wzór późniejszych oznaczeń przymusowych Żydów, a potem robotników polskich i radzieckich oraz więźniów obozów koncentracyjnych w Niemczech hitlerowskich”68.

Seeber wskazuje, że sytuacja robotników sezonowych była ściśle regulowana przez państwo, działające pod dyktando junkrów. Ustawy i idąca w ślad, za nimi praktyka policyjna dążyły do utrzymania obcych sił roboczych w sytuacji helotów. Utrzymywano specjalnie prymitywne warunki pracy, jak i za wszelką cenę dążono do izolacji, oba te elementy istniały pod panowaniem nazistów. Zdecydowanie ograniczono możliwość poruszania się. Miało to zapobiec solidarności ludzi pracy i próbom walki o polepszenie bytu ekonomicznego. Seeber pisze:

„Wynikiem wściekłych ataków junkrów było wprowadzenie już w XIX wieku tzw. umów (Kontrakte), które przywiązywały robotników do pracodawcy, oraz kar za zerwanie umowy (Kontraktbruch). Pracodawca stawał się tym samym co najmniej w jednym sezonie właścicielem cudzoziemskiego robotnika sezonowego i mógł zupełnie samowolnie pogarszać warunki pracy i życia tego człowieka. Wprowadzenie kar za zerwanie umowy szczególnie pogarszało położenie robotników sezonowych. W 1909 r. – wskutek zabiegów Prus – została wprowadzona przymusowa rejestracja przez państwo wszystkich cudzoziemskich robotników, która wiązała ich na mocy umowy z określonym pracodawcą. Tak więc cudzoziemcom – i tak pozbawionym praw – zabrano nawet możliwość samodzielnego poprawiania warunków. Za zerwanie umowy, tzn. za zmianę miejsca pracy na własną rękę, groziła najcięższa kara, jaka mogła spotkać ludzi, którzy opuścili ojczyznę, aby nie umrzeć z głodu – wydalenie z Niemiec”69.
Wszystko to, jak pokażę dalej, istniało i rozwijało się w czasach nazistowskich. Ekonomiczne wykluczenie połączone z wykluczeniem politycznym, wyzysk wspierany przez siły policji i represje pozaekonomiczne.

Dążenie do stworzenia taniej, bezbronnej siły roboczej, pozbawionej praw politycznych, egzystująca na marginesie społeczeństwa, wykonująca niewdzięczne prace, uwalniając od nich rodzimą klasę pracującą, a właścicielom zapewniając zyski i spokój – wynikające z hierarchicznej wizji świata i zasady podziału pracy – jest dążeniem właściwym kulturze mieszczańskiej. Istnienie klasy próżniaczej, o wyrobionym smaku estetycznym i wysokiej kulturze ducha, wymaga armii niewolników, wykluczonych z życia kulturalnego – więźniów, imigrantów. Bez imigrantów nie ma poezji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz